niedziela, 2 września 2012

Ktoś wyjątkowy...

Opowiem Wam o moim dziadku...najukochańszym dziadku na świecie. Pewnie wielu z Was może tak  powiedzieć o swoim:-)
Obecnie przebywa w szpitalu, daleko ode mnie, kilkaset kilometrów. Jest po bardzo poważnej operacji. Dziś już jest lepiej, ale kilka dni temu wszystko wydawało się być....
Za każdym razem opuszczając rodzinne strony, tam, gdzie się wychowywałam, gdzie spędzałam dzieciństwo, młodość - pozostaje poczucie żalu, że mogę nie zastać tego świata takim, jakim go ostatnio widziałam.
Mój dziadek Kaziu :-) Człowiek mądry, nad wyraz pracowity, kochający zwierzęta, las, ogród..i uparty do granic możliwości. Ten upór...zawsze ceniłam. Wiem, że sama taka jestem, że jak się uprę, postawię na swoim, to nie ma "zmiłuj"..I niektórych to doprowadza do szału, za co przepraszam. Ale wierzcie mi, że mnie to też czasem denerwuje:-) Jednak czasem ten upor wyznacza cele, dążenie do osiągnięcia niemożliwego...Wiem, że czasem trzeba spasować, ale bywa to trudne.
Zabierał mnie do lasu...to były długie wędrówki, na spacery, zbieraliśmy maliny, jagody. Ja zbierałam wszystko co popadnie, co wzbudzało ciekawość małego nieokrzesanego dziecka, które trzeba było pilnować na każdy kroku. 
Mój dziadek - jeden jedyny raz był w szpitalu w pełni świadomy, po złamaniu nosa, mając 20 lat....Drugi raz gdy miał wylew, ale z tego pobytu niewiele pamięta. Teraz przbywając w szpitalu, czuje się źle, osamotniony, ma czarne myśli, obawia się wszystkiego. I nie dziwię mu się. Czuję i wiem, jak mu ciężko. Szpital nie należy do przyjemnych miejsc, a już z pewnością nie dla starszego człowieka, który całe życie żył pracą, swoim domem, rodziną. A teraz nadeszła niemoc, stan stagnacji, przemyśleń.
       Mój dziadek przeżył wojnę, niejednokrotnie opowiadał mi o tym ponurym czasie, o walce o każdy dzień, gdy nie było co jeść, gdy był strach, przerażenie, kiedy pojawiali sie w wiosce  żołnierze niemieccy, radzieccy....
Najstarszy z rodu, autorytet, zawsze liczyłam się z Jego zdaniem. Jest milion sytuacji, o których mogłabym opowiedzieć, ale najważniejsze w tym wszystkim jest teraz to, że nie mogę z nim być.
Wierzę, że niebawem się spotkamy, jak wyzdrowieje, wróci do swego domu, o którym ciągle mówi, który jest Jego azylem, spokojem.....




3 komentarze:

  1. Minia co u Ciebie? Dawno już nic nowego nie napisałaś?
    Artur

    OdpowiedzUsuń
  2. hej Artur..

    To prawda.Pęd życia spowodował, iż pewne sprawy zeszły na dalszy plan. Rzeczywiście dawno mnie tu nie było....Czas to nadrobić:-)
    Dziękuję za wiadomość i pozdrawiam serdecznie.
    ps. Czy my się znamy z forum? :-))))

    OdpowiedzUsuń
  3. Pozdrawiam Ciebie również.
    Jestem tylko biernym czytelnikiem forum.
    Historia Twoja i mojej żony jest niemal identyczna tylko z przesunięciem czasowym (również jest wszystko OK).
    Przyznam że twoje wpisy dawały mi siłę i nadzieję w ciężkich chwilach.
    Dziękuję i jeśli można to od czasu do czasu będę zaglądał na Twojego bloga.
    Artur

    OdpowiedzUsuń