poniedziałek, 6 października 2014

Życie...


Wszystko ostatnio toczy się lawinowo, zbyt szybko jak dla mnie...
14.09. ucałowałam i pożegnałam się z moim Dziadkiem słowami "do zobaczenia dziadku"...I nie przypuszczałam, że 27.09. będę już na Jego pogrzebie. Nie mogę się pogodzić z Jego stratą... Z drugiej strony wierzę, że odszedł do świata, gdzie nie ma cierpienia, bólu, trosk...

W chwili obecnej trosk nie ma końca...Tata cierpi co raz bardziej. Stan Jego pogarsza się dość znacząco. Ciągle wspominam mój pobyt w domu, na przełomie sierpnia/września, gdzie wszystko wydawało się być takie beztroskie, było dużo radości, żartów...Z radością w sercu patrzyłam, jak mój Tata - dumny Dziadek chodzi na spacery z wnuczkiem Maćkiem, jak każdą chwilę z nim spędza, tak, jakby chciał się nim nacieszyć.

A teraz...Ból wątroby, brzucha, pleców nie daje mu egzystować normalnie. Głos Mu się łamie, nie ma siły rozmawiać...Ma problemy z leżeniem i spaniem.
Dobrze wiem, co robi ta choroba z człowiekiem i jak się kończy, ale w przypadku Taty byłam naprawdę pełna optymizmu i wiary..Wiary, że właśnie Jemu się uda wygrać tę walkę. Nadal głęboko wierzę, że los się odwróci, że ból odejdzie, ale sił braknie...Z dnia na dzień pogrążam się w smutku. 
.
Do usłyszenia Drodzy Czytelnicy. Z pewnością pojawię się tu za jakiś czas. Mam nadzieję, że z radosnymi wieściami.