niedziela, 8 lipca 2012

Po ciszy...

Zebrałam się....piszę....



Cisza spowodowana była...właściwie nie wiem czym:-) 


Jak to jest, że czasem coś idzie nie tak, że relacje z ludźmi, na których nam zależy, nie są takie jakie powinny być? Zdajemy sobie z tego sprawę, czujemy to. Wystarczy zrobić mały krok, wyciągnąć dłoń, a mimo to czasem brakuje odwagi, siły, boimy się odrzucenia. A przecież chcemy, żeby wszystko wróciło do normy, było "po staremu", bo to był dobry czas. Przyjaźń ma dwie strony medalu, jednak czasem jedno słowo potrafi zaważyć na dotychczasowych relacjach, nie pozwala się ponownie zbliżyć...A może po prostu nie chcemy? Jesteśmy uparci, zawzięci.....Jednak....
Kiedy zbieramy się na rozmowę, dowiadujemy się, że przecież wszystko jest ok, że nic się nie dzieje, że to tylko "nasz" wyimaginowany problem. I wydawać by się mogło, że wszystko wraca do normy, ale tak naprawdę nie wraca, bo wewnątrz czujemy dyskomfort, intuicja podpowiada - nie jest ok. 
Pewne sprawy nabierają innego biegu, wskakują na nowy tor. I niejednokrotnie to nie jest dobry, właściwy tor. Niektóre sprawy warto przemilczeć, jednak czy cisza jest dobrym doradcą? Ten czas, z pozoru wydawać by się mogło, ma pomóc, a szkodzi....Oddalamy się od siebie, nie wyjaśniamy spraw na bieżąco, tracimy coś bardzo cennego. A przecież wszystko jest do naprawienia:-)


Po chorobie nadszedł czas powrotu do rzeczywistości, powrót do pracy, do normalności...Był to czas przemyśleń, analizowania pewnych spraw, może pewien rodzaj metamorfozy? Chciałoby się postrzegać pewne sprawy inaczej, starać nie przejmować się rzeczami błahymi, a doceniać rzeczy ważniejsze...Nie zawsze to się udaje, bo życie kreuje sprawy nie tak jakbyśmy tego chcieli, czy oczekiwali.
Czas bardzo szybko płynie i chciałoby się wykrzyczeć "nie trać go na pierdoły!", ale chyba się tak do końca nie da:-))))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz