wtorek, 3 kwietnia 2012

No i po sprawie...


20.02 trafiłam do Bytomia na oddział ginekologii operacyjnej. Hmm..jakież wielkie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że mój pobyt może przedłużyć się nawet do trzech tygodni! Jak większość pacjentek sądziłam, że wszystko rozegra się do 5 dni maksymalnie. No niestety było inaczej. Jednak czas oczekiwania nie był tak istotny. Najważniejsze, że kadra cieszyła się dużym powodzeniem. Czułam, że oddaję siebie w dobre ręce:-)

Trafiłam na salę 303 - tak zwaną "poczekalnię". Tutaj leżały tylko i wyłącznie pacjentki oczekujące na zabieg. Dodam sala 7-osobowa. Pestka, hehehe...Położono mnie przy samych drzwiach..niedomykających się drzwiach.....Żyć nie umierać! :-)
Pierwszy dzień zakończył się dla mnie stanem emocjonalnie rozchwianym, prawie depresyjnym. Cóż. Tak czasem bywa.
Ale zgodnie z sentencją "po każdej burzy wychodzi słońce" czułam, że jutro będzie lepiej. I tak też się stało. Z racji faktu, iż kilka pań udało się na operacje, przetransportowałam się w głąb sali, gdzie wreszcie uśmiechnęły się do mnie i otuliły mnie promienie słoneczne:-)

Kolejne dni przyniosły konsultacje, szereg badań, ale najważniejsze i najprzyjemniejsze w tym wszystkim było to, iż poznałam świetne kobietki, z którymi czas płynął miło, przyjemnie....było dużo rozmów, żartów, gry w karty:-) 

Zabieg zaplanowany był na 21.02. Dzień wcześniej musowa głodówka i .... do wypicia tylko 4 litry wody ze środkiem przeczyszczającym, o smaku słodko-kwaśno-gorzkim. Nic dodać nic ująć. Uporałam się z tym w rekordowym tempie 3 godzin, podczas gdy średni czas wypicia tegoż "afrodyzjaku" wynosił 6 godzin:-)

21.02 oczekiwanie na zabieg. Coś wydawało mi się podejrzane, gdy o 13 nadal nikt z załogi się nie pojawił, aby zabrać mnie na salę operacyjną. Pojawił się za to ordynator i oznajmił mi, iż dzisiaj nie mogą mnie operować, gdyż były komplikacje przy innej operacji... Przeprosił mnie i poprosił o niejedzenie do jutra. No, dla mnie to pestka:-) Generalnie nie byłam zła, ucieszył mnie fakt, że ordynator osobiście mnie poinformował.

22.02 zabieg....pamiętam dokładnie wszystko....drogę, kolor kafelek na sali operacyjnej, rozmowy z pielęgniarkami, lekarzem. Nie zawsze mi się udawało spamiętać tyle szczegółów:-)
Po zabiegu 2 dni w szpitalu i wreszcie upragniony wypis do domu. Takie chwile zawsze cieszą najbardziej. Niestety musiałam opuścić moje kobietki - Bożenkę i Martę, z którymi bardzo się zżyłam. 

Więc......
Postanawiam, że już nigdy nie trafię do szpitala, no chyba, że z przyczyn ode mnie niezależnych:-))))))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz