niedziela, 1 stycznia 2012

Początek

Witajcie:-)

Mam na imię Monika, lat 33..(wiek Chrystusowy:-))) oby los okazał się dla mnie bardziej łaskawy:-)

Od niepamiętnych czasów piszę pamiętniki/dzienniki..
Postanowiłam poszerzyć swój zakres pisarski zakładając tego oto bloga..

Na początek chciałabym Wam opowiedzieć swoją historię - walkę z chorobą nowotworową....Nie spodziewajcie się użalania nad sobą,płaczu, lamentu, żalu...Z tą chorobą można walczyć - wygrać,nie zastanawiając się nad jej sensem...Bez zbędnych pytań,krzyku..Można cieszyć się każdą chwilą, doceniać wszystko i wszystkich dookoła, nie zaprzątając sobie życia tym, co niepotrzebne..."Carpe diem" - każdemu dobrze znane słowa...Każdy z nas powinien chwycić swój dzień i przeżyć go jak najlepiej...Zbyt często odkładamy życie na przyszłość.

Wszystko zaczęło się rok temu, z 12 na 13 grudnia..pamiętna noc, uporczywy kaszel, poty, kłucia w klatce piersiowej i plecach, ból przy poruszaniu się..Diagnoza początkowo była banalna - "ma pani zapalenie krtani..."Super... Początkowo jeden antybiotyk, później drugi...Jakoś tak wcale mnie nie niepokoił fakt, że objawy nie ustępowały...Tylko ten kaszel był zagadką...No, ale przecież lekarze wiedzą lepiej, co jest dla nas najlepsze. W drugi dzień Świąt przyszło załamanie"chorobowe" - prawie 40 stopni gorączki, problemy z oddychaniem...Notabene byłam 450 km od domu:-)))))) Powrót autem, z rodziną, śnieżyca, - 18 stopni mrozu,złapanie gumy ....Wszystko ciągnęło się w nieskończoność.Tabletki typu polopiryna nie dawały sobie rady...Gorączka nie minęła...Dopiero nad ranem lekka stabilizacja...

Wieczorem pojawiłam się na dyżurze.Lekarz do mnie z tekstem "ja nie wiem, dlaczego pani jest taka oporna na leki"...hehehe...no cóż.Gdyby posiadał tą wiedzę,którą posiadamy teraz oboje, to inaczej by zareagował. 

Uczulam Was Kochani - patrzcie na ręce lekarzom, dopytujcie, proście o wysyłanie na podstawowe badania.

Ja notorycznie mojemu lekarzowi nadmieniałam, czy to być może nie zapalenie płuc? On ciągle w zaparte, że nie, że osłuchowo jest idealnie. Hmm...

Po wizycie czekała mnie seria 28 bolesnych zastrzyków, przez dwa tygodnie...I tak mijały dni...

Nadszedł Sylwester...zaplanowany hucznie, imprezowo, w większym gronie.Niestety samopoczucie nie pozwoliło na spędzenie go w takiej formie...Spędziłam go za to z kochanym mężem w zaciszu naszego mieszkanka...bez fajerwerków, tańców...

Jaki Sylwester taki cały rok:-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz