niedziela, 1 stycznia 2012

Diagnoza....



Minął Sylwester 2010...Miałam kilka postanowień na Nowy Rok, ale nie przypuszczałam, że priorytetem w moim życiu, w niedalekiej przyszłości stanie się walka z nowotworem...pragnienie wyzdrowienia za wszelką cenę...


03 stycznia udałam się do mojego lekarza, celem przeprowadzenia wnikliwej konsultacji i...dopuszczenia mnie do pracy...Diagnoza - "zdrowa jak ryba"... ale panie doktorze, ten uporczywy kaszel i bóle w klatce...."a tym niech się pani tak nie przejmuje, kaszel może jeszcze 2-3 tygodnie się utrzymywać...a bóle, są po prostu od nadwyrężonych mięśni od kaszlu", heheh...no  w sumie... skoro po 3 tygodniach intensywnego leczenia kaszel nie minął, to dajmy mu jeszcze kilka tygodni na "dojście do siebie"...


Tak więc 04 stycznia udałam się do pracy......Kilka dni przepracowałam, w miarę spokojnie, ale z gorączką...12 stycznia w pracy przyszło załamanie konkretne...wieczorem trafiłam na dyżur...Lekarz doznał olśnienia - "proszę jutro zrobić morfologię i badanie rtg płuc"...WOW..po prostu WOW..po tylu tygodniach nieumiejętnego leczenia, czas wysłać pacjentkę na PODSTAWOWE badania...


13 stycznia morfologia wykazała fatalnie niskie białe krwinki, zaniżone limfocyty i jeszcze inne dziwne rzeczy..rtg płuc...hmm....pamiętam, jak operatorka rtg spytała "pani Moniko, czy choruje pani na serce? Lewego płuca nie widać..." .... Że jak? że co? Ale o co chodzi? Z nad wyraz ludzkim jeszcze wówczas spokojem udałam się do mojego internisty...Spojrzał na wyniki morfologii i z wielkim zmieszaniem na twarzy, usiadł...Po obejrzeniu zdjęcia rtg - zaczęły mu się ręce trząść, głos się załamał i powiedział "jak najszybciej musi być pani skonsultowana z pulmonologiem"...

Jeszcze tego dnia trafiłam do pulmonologa, który również zdenerwowanym głosem oznajmił mi "musi pani w trybie natychmiastowym udać się do szpitala, jeszcze dziś..." No nie powiem, żebym się nie zmieszała po tych słowach...Czyli zapalenie płuc? Boshe...może to gruźlica! Bałam się tych słów! Lekarz na to "wszystko wskazuje na to, że ma pani CHŁONIAKA ŚRÓDPIERSIA"... hmm...pomyślałam sobie, chłoniak jak chłoniak, pewnie tak jak szybko przyszedł - szybko pójdzie...nie zastanawiałam się wtedy nad tym głębiej...Nie zapytałam nawet, co to jest za choroba, bo lekarz ciągle powtarzał, że to nic pewnego, że to może być jeszcze wiele innych chorób, że trzeba porobić serie badań...No to ok. Niech robią i niech mnie szybko wypuszczą....

Pomyślała co wiedziała i poszła...kupić piżamę do szpitala, bo wiadomo...jakoś trzeba wyglądać:-)))))


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz